Kryminały to nie były nigdy książki, które u mnie zajmowały czołowe miejsca na liście czytelniczej. Od dobrego roku zaczynam się bardziej do nich przekonywać, a na pewno w tym pomoże kolejny z nich.
„Ktoś tak blisko” opowiada o Jacku Tylku, niespełnionym pisarzu, żyjącym w cieniu sławy brata Mariusza, który został zamordowany w tajemniczych okolicznościach. W drugą rocznicę jego śmierci zostaje zabita kolejna osoba, z użyciem podobnych narzędzi zbrodni. Podejrzenie pada na Jacka, który ma luki w pamięci.
Aby zacząć dobrze omawiać „Ktoś tak blisko” najpierw trzeba wyjaśnić jedną rzecz. Jacek Tylek cierpi na przypadłość zwaną tulpą. Z okładki książki: tulpa – równoległa osobowość, którą wyróżnia samoświadomość oraz niezależność od osoby, która wykreowała ją w swoim umyśle. Bywa określana jako „wymyślony przyjaciel”, jednak w miarę rozwoju zaczyna podejmować własne decyzje oraz wysnuwać samodzielne wnioski.
Jacek Tylek jest bratem sławnego Mariusza Tylka, uznanego autora kryminalnych książek. Niestety Mariusza spotkał tragiczny los – został zamordowany, a sprawcy nie udało się odnaleźć. Po dwóch latach od jego śmierci w krakowskiej grupie pisarzy – założonej przez Mariusza – młodszy z braci czci pamięć brata przy piwie i nie tylko. Wokół niego są inni przedstawiciele grupy, którzy dobrze pamiętają starszego z Tylków.
Spokój grupy zostaje zakłócony na drugi dzień. Zostaje zamordowana kobieta, która dopiero co odwiedziła członków grupy na spotkaniu. Podejrzenia spływają na każdego z członków grupy. Okazuje się, że denatkę zabito na wzór śmierci z powieści Jacka, która… nie została opublikowana. Do tego Tylek ma dziurę w pamięci i nie pamięta całego wieczora.
Dodatkowo zaginęła narzeczona Jacka, a następnie znika jedna z członkiń grupy pisarzy, którą później policja odnajduje martwą. Zginęła na wzór śmierci ze swojej planowanej książki. Tylek wraz ze swoim wymyślonym przyjacielem, detektywem Robertem Kortzem prowadzi śledztwo na własną rękę. Czy to któryś z członków grupy jest mordercą? A może powrócił zabójca Mariusza?
Nie jestem na pewno wielkim znawcą kryminałów, ale „Ktoś tak blisko” naprawdę mnie mocno czytelniczo ujął. Dostajemy bardzo ciekawy kryminał, w którym narratorem jest… wyimaginowany przyjaciel Jacka Tylka. Te wewnętrzne dialogi między bohaterem, a jego wymyślonym detektywem z jego powieści są bardzo interesujące.
Warto jeszcze zaznaczyć, że Wojciech Wolnicki stworzył wiele barwnych postaci, bo nie tylko patrzymy na całą historię oczami Jacka. Jest jeszcze postać inspektora Biernackiego, starego gliny, który już niejedną kryminalną sprawę rozwiązywał. Jest on skonfliktowany z prowadzącym dochodzenie prokuratorem Świetlikiem. Ta nieprzepadająca za sobą dwójka buduje fajny wątek w całej powieści.
Dostajemy tutaj wyraziste postacie, wiele morderstw, dobrze prowadzoną fabułę, a wewnętrznie sami zaczynamy się gubić w tym, kto może być tym mordercą? Jako czytelnicy dostajemy obraz historii ze strony Jacka oraz policjantów. Tylek i Kortz wysuwają jedne wnioski z całej sprawy, policjanci często mają inne poszlaki i pomysły. To dodaje dodatkowy mętlik w głowie czytelnika. A sam finał opowieści też jest nieoczywisty, co jest dużym plusem.
Przeczytałem już trzecią książkę Wojciecha Wolnickiego, każda jest zupełnie inna. Podoba mi się styl tego pisarza, a same powieści trudno zestawić ze sobą, żeby odpowiednio porównać. Jednak chyba „Ktoś tak blisko” zrobił na mnie największe wrażenie. Choć w przypadkach „Uznania” i „Pętli” nie mogę powiedzieć złego słowa.
Moja ocena: 8,5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz