19 grudnia 2024

„Dom z liści” – czym jest ta książka?

„Dom z liści” uznawany za światowy bestseller, który wreszcie trafił w moje dłonie. Mark Z. Danielewski pracował nad tym dziełem przez 10 lat. Finalnie otrzymaliśmy książkę, która ma budzić grozę i sprawiać… problemy czytelnikowi.

Powieść porusza tajemniczą historię domu Navidsona, w którym pojawiło się ciemne i mroczne pomieszczenie. Nikt nie wie, dokąd ono prowadzi i dlaczego ta anomalia jest tak rozlazła? Relację z tego zdarzenia napisał Zampano i (główny?) bohater książki – Johnny Wagabunda. Z ostatnim z nich zaczyna dziać się coś dziwnego.

„Dom z liści” to w skrócie książka stworzona z relacji trzech osób na jedno zjawisko: Navidsona, który tworzy wiele nagrań tego dziwnego zjawiska, Zampano opisującego to wszystko i Wagabundy, który kończy dzieło poprzednika. Z tego wszystkiego otrzymujemy naprawdę zaskakujący obraz.

Johnny Wagabunda trochę przypadkowo natrafia na zapisy zostawione po pewnym niewidomym starcu. Nazywa się on Zampano i zmarł w lekko dziwnych okolicznościach. Johnny odkrywa, że starzec tworzył książkę na temat relacji Willa Navidsona, sławnego fotografa. W jego domu pojawiło się tajemnicze pomieszczenie, które nie odbija się na kształcie domu, kiedy patrzymy na niego z zewnątrz. Jednak w środku tego mroku znajduje się ogromny niezbadany obszar. Miejsce, które fascynuje, ale zarazem przeraża.

Przebierając przez notatki Zampano, Wagabunda postanawia dokończyć dzieło poprzednika. Z każdym kolejnym działem coś zaczyna się dziać niedobrego z Johnnym. Pogrążony w książce, zaczyna mieć problemy z odróżnieniem jawy od snu. Do tego na nasz bohater momentami jest przerażony czymś, czego sam nie może opisać.

Dokąd prowadzi „Dom z liści”? Czy to tylko relacje szaleńców, a może to opętana księga?

O „Domu z liści” można powiedzieć jedno: jest to dzieło, które albo od razu polubisz, albo znienawidzisz. Autor, tworząc relację Navidsona, a w zasadzie wszystko wokół niej, stworzył książkę, która nie tak łatwo przeczytać. Mamy w niej masę przypisów i załączników. Samo podejście do czytania całości jest dobrowolne i zależne od czytelnika.

Trzeba oddać honory tłumaczowi, bo to na pewno też nie była łatwa robota. Momentami książka zmusza nas do wysiłku, bo mamy dziwnie zbudowane kolumny z tekstem, czasem trzeba obracać książką, żeby coś przeczytać, a jeszcze mamy strony zawierające zaledwie… kilka słów.

Danielewski pracował nad tą książką 10 lat i stworzył dzieło, które jest trudne w odbiorze. Osobiście mocno mnie wciągnęła sama historia domu Navidsona, choć i ona momentami się dłużyła. Ciekawe jest też życie Johnny'ego, które możemy też poznać za pomocą tej książki. Ale niby jak to robimy, skoro on napisał tę książkę? Otóż Wagabunda często opisywał swoje życie i relacje w… przypisach.

Ta złożoność książki oraz przypisy często przedłużające się na kilka stron, mogą wybić czytelnika z rytmu. Na pewno to dzieło wymaga skupienia. Czy jest to arcydzieło? Byłbym raczej daleki od takiego stwierdzenia. Czy to książka jedyna w swoim rodzaju? Pod tym mógłbym prędzej się podpisać.

Czego oczekiwać od dzieła Danielewskiego? Szczerze? Wszystkiego i niczego. Wydaje mi się, że każdy może nieco inaczej odebrać tę powieść. Nie zdziwią mnie negatywne opinie, jak i te zachwalające to dzieło. Czy czuć w niej klimat grozy? Momentami zastanawiałem się, czy kwalifikuje się ona do takiego gatunku, ale nie można odmówić autorowi stworzenia klimatu niepokoju. Są momenty, które naprawdę potrafią stworzyć pewną „niepewność” w czytelniku. Samo to pomieszczenie, ten korytarz i mrok, to potrafiło naprawdę zrobić wrażenie.

Czym jest „Dom z liści”? To jest dobre pytanie i powinien się z nim zmierzyć każdy, kto spróbuje przeczytać to dzieło. Odpowiedź wcale nie będzie taka prosta.

Moja ocena: 7,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz