Fani Dana Simmonsa dzielą się na tych jedynych, którzy za najlepszą jego książkę uważają „Terror”, oraz na drugich uważających „Hyperiona” za dzieło życia pisarza. Skoro mam za sobą tę pierwszą opcję, to oczywiście zmierzyłem się z drugą.
Omawiając dylogię Hyperion, nie mogłem podzielić jej na dwie części. Uważam, że te dwie książki są zbyt integralne ze sobą, żeby to inaczej omawiać.
„Hyperion” zabiera nas w daleką przyszłość w odległą galaktykę. Planeta Ziemia już dawno temu uległa zagładzie, a ludzi wyruszyli w przestrzeń kosmiczną, zajmując wiele planet. Ludzkość stworzyła Sieć wspieraną przez Techno Jądro (Sztuczną Inteligencję), która zarządza galaktykami. Ale zagrażają jej Wygnańcy, którzy kierują się w stronę planet zamieszkałych przez ludzi. Na losy wojny może wpłynąć tylko pielgrzymka skierowana do bóstwa bólu Dzierzby.
W skład siedmiu pielgrzymów wchodzą Kapłan, Żołnierz, Uczony, Poeta, Kapitan, Detektyw i Konsul. Każdy z nich opowiada swoją historię i powód, dla którego Zakon Dzierzby wybrał ich na pielgrzymów. Dzierzba wysłucha tylko jednego, a reszta będzie musiała zginąć. Czy pielgrzymi faktycznie wpłyną na losy galaktyki?
Dan Simmons stworzył złożone dzieło, które uwielbia wielu czytelników. Tylko dla mnie akurat „Hyperion” jest tylko wstępem do całej historii. Opowiadania każdego z pielgrzymów są interesujące, ciekawie skonstruowana, ale w kilku przypadkach – moim zdaniem – za długie. Szczerze mówiąc, oczekiwałem czegoś więcej po tej książce i trochę zdziwiony jestem, że pierwszy tom zbiera lepsze oceny od drugiego. Dla mnie był to tylko wstęp bez efektu wow.
Moja ocena: 7/10
„Upadek Hyperiona” kontynuuje historię z pierwszego tomu. Pielgrzymi docierają pod Grobowce Czasu i czekają na Dzierzbę, który się nie pojawia. To wzbudza niepokój w grupie, który jest wzmożony tym, że Wygnańcy rozpoczęli inwazję. Sama planeta Hyperion leży na linii pierwszego ognia i jest z nią utrudniony kontakt.
W tym tomie pojawia się jeszcze jedna postać, jest nią Joseph Severn, który jest cybrydem i wcieleniem Johna Keatsa, dawnego poety, który przedwcześnie zmarł na gruźlicę. Jest on przy Przewodniczącej Sieci, która od niego dostaje relacje na temat pielgrzymów. W jakiś nieznany sposób Severn śni o tym, co robią w danym momencie pielgrzymi. Jednak nawet sama Przewodnicząca nie zdaje sobie sprawy, jak ważną postacią jest cybryd.
Do tego pielgrzymi popadają w coraz większe tarapaty i ich misja stoi na granicy niepowodzenia. Czy faktycznie pielgrzymka do Dzieżby jest jedynym ratunkiem ludzkości? Czy bóstwo bólu to najgroźniejsza broń w galaktyce? A może zagrożenie jest naprawdę gdzie indziej?
W „Upadku Hyperiona” dostajemy wszystko to, co brakowało w pierwszym tomie. Akcja jest dość dynamiczna, a momentami sami zastanawiamy się nad znaczeniem poszczególnych postaci w powieści. Dan Simmons stworzył naprawdę zawiłą powieść, która ma znakomity finał. W nim dostajemy odpowiedzi na wszystko, a sama prawda o galaktyce i jej zagrożeniu ze strony Wygnańców i nie tylko, niemal poraża.
Czegoś takiego oczekiwałem od tak wielkiego dzieła i drugi tom mnie nie zawiódł. Choć i tak pozostanę jednak bardziej po stronie „Terroru”. Ale nie mogę powiedzieć, że dylogia Hyperiona jest słaba, bo to byłoby nieprawdą. Trochę trudno ze sobą zestawiać te dwa odrębne dzieła i oboma będę się zachwycać.
Moja ocena: 8,5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz