11 marca 2025

„Czwarte skrzydło” – niewykorzystany potencjał?

W ostatnim czasie jedną z najpopularniejszych książek jest „Czwarte Skrzydło”, które doczekało się dwóch kolejnych kontynuacji. Sam w końcu sięgnąłem po tę powieść, bo lubię fantastykę i smoki. Niestety tym razem trafiłem na słabą historię…

Sam zarys i pomysł na treść Rebecca Yarros miała dobry, ale niestety dużo „ale” mam do wykonania. Przez to całość, nawet z bardzo dobrym założeniem, strasznie mi kulała.

Po cichu coś czułem, że fama „Czwartego Skrzydła” mnie nie ujmie. Ja jednak żadnej książki nie skreślam i zmierzyłem się z nią w formie audiobooka. Nawet te prawie 21 godzin słuchania mnie nie przestraszyło i dzielnie zmierzyłem się z tym tytułem.

Dzielnie doszedłem do końca, ale za jaką cenę…

O czym jest „Czwarte Skrzydło”? Zacznijmy od początku. W krainie Novarra najbardziej elitarną grupą społeczną są jeźdźcy smoków. Żeby nim zostać, trzeba przeżyć w Kwadrancie Jeźdźców. Dobrze czytacie, trzeba tam przeżyć. Violet Sorrengail miała zostać skrybą, tak jak chciał jej ojciec. Jednak matka naszej bohaterki jest generałą novarrskich jeźdźców, więc jej najmłodsze dziecko też musiało zostać jeźdzcą smoków. Albo zginąć próbując.

Mało i krucha Violet przeżywa początkową próbę, ale to dopiero początek. W Kwadrancie Jeźdźców musi uważać również na innych kandydatów. Jej nazwisko cięgnie się za nią i nie wszyscy reagują na nie z szacunkiem. Są tacy, którzy chcieliby ją zabić. Choćby Xaden Riorson, który w imię zemsty na matce naszej bohaterki, planuje zgładzić najmłodszą z rodu Sorrengailów.

Violet, ze wsparciem nielicznych przyjaciół, chce udowodnić, że zasługuje na to, żeby być w Kwadrancie Jeźdźców. Stawianie czoła innym kadetom to dopiero początek, bo o jej życiu albo śmierci zdecydują smoki. Jeden z nich może ją wybrać i się z nią połączyć, ale też każdy inny może zdecydować o jej śmierci.

Czy Violet Sorrengail dotrwa w całości do dnia próby? Czy uda się jej uniknąć konfrontacji z Xadenem? A może jest coś, co połączy śmiertelnych wrogów?

Moim zdaniem samo założenie autora miała bardzo dobre. Chciała stworzyć dzieło, które będzie się skupiać w paru książkach. Rebecca Yarros połączyła ze sobą smoki i magię, motyw szkoły, walkę o przetrwanie, brutalność oraz wątek romansu. Brzmiało to dla mnie dość interesująco, ale niestety – moim zdaniem – autorce nie wyszło z tego żadne arcydzieło.

Przede wszystkim bolały mnie dwie rzeczy, które rzutowały na moją ocenę książki. Pierwsza sprawa to zbyt wiele nielogicznych rzeczy, które nie trzymały się kupy. Mam tutaj takie trzy przykłady, które przychodzą mi w pierwszej kolejności do głowy. Napiszę je poniżej, ale będą to spojlery, także jak nie chcesz tego przeczytać i zepsuć sobie czytania, to pomiń następne trzy akapity.

Początek książki i pierwsza próba. Violet przechodzi po moście i koncentruje się, żeby nie spaść z niego. Za nią pojawia się morderczy Jack Barlowe, które chciał ją zepchnąć w przepaść. Sorrengail udaje się dojść do końca, ale w po drodze mocno ubija sobie kolano. Jak dochodzi do końca, to spotyka Daina Aetosa (przyjaciela z dzieciństwa). Dziewczyna tyle, co uwinęła się śmierci, groził jej Jack, a do tego poważne uszkodzenie kolana może być wykorzystane w niedalekiej przyszłości przez innych kadetów. Nasza bohaterka, zamiast zachować jakąś delikatną powagę (plus chwilę wcześniej nawet wymiotowała), to rzuca do kumpla sprośnym tekstem. Ma aż tak silną psychikę?

Druga sprawa to sama Violet Sorrengail. A mianowicie jej nazwisko. Każdy jakiś znajomy naszej bohaterki był zdziwiony, że trafiła ona do Kwadrantu Jeźdźców, ale najmłodsza z rodu odpowiadała, że to sprawka matki. To już nikogo nie dziwiło. Skoro każdy wiedział, jaki ma „charakter” matka Violet, to trudno było samemu powiązać jej obecność z naciskami rodzicielki? 

Trzecia miała miejsce w momencie, kiedy na polanie Violet dowiedziała się, że trójka kadetów chce zabić małego złotego smoka. Jest ona przerażona, bo maluch nie ma szans z trójką – jak sama powiedziała – wyszkolonych wojowników. Po czym ona sama ze skręconą kostką staje przeciwko tej trójce i oczywiście pokonuje ich. Kto szkolił tych wojaków?!

Jest jeszcze jedna rzecz, która mnie mocno rozpraszała. A są to dialogi, choć nie w każdym momencie. Bo jakby to było totalnie zepsute, to ta książka byłaby nieczytelna. Niestety te najgorsze wymyślone teksty przez autorkę pojawiają się, kiedy czytelnik może wczuć się we właśnie opisywaną historię. I nagle zaczyna się czyjś tekst słowny i kurtyna opada…

Przez długi czas zastanawiałem się, która postać mnie bardziej irytuje – Violet czy Dain? Zwłaszcza po zachowaniu tego drugiego wielokrotnie zastanawiałem się, jakim cudem on dotrwał do drugiego roku?

Niestety przez te dość istotne mankamenty ta cała książka mnie nie urzekła. Pozwoliłem sobie chwilę temu na post na IG z pytaniem do Was, co się Wam w tej książce podobało? Niektórych urzekł sam motyw romantasy i smoki, motyw turnieju, klimat książki, lekkość fabuły, ale też pojawiło się parę komentarzy negatywnych, które zwracały uwagę na podobne aspekty, jak wymienione już wcześniej przeze mnie.

Na pewno „Czwarte Skrzydło” to powieść mająca ciekawą historię, choć kilkukrotnie niepotrzebnie przedłużaną. Przez to czasem odnosiłem wrażenie, że pisało ją więcej niż jedna osoba. Zamysł był naprawdę dobry, autorka jeszcze chciała samą końcówką uderzyć w czytelnika. Na pewno jest to pozycja, która wzbudza dyskusję.

Mnie niestety ostatecznie nie przekonała ona do siebie. Zbyt wiele błędów bardziej mnie zniechęciło do sięgnięcia po kolejne tomy, niż reszta zaciekawiła, co z dalszymi losami bohaterów. Może ewentualnie w dalekiej przyszłości obejrzę film, jak ktoś się weźmie za tę historię i poprawi błędy autorki. Choć chyba w tej chwili kinematografia nie dysponuje odpowiednim zapleczem technicznym do stworzenia z tego dobrej jakości filmu.

Moja ocena: 4/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz