Brutalny okres międzywojenny, mroczna Praga i do tego wydarzenie, które wstrząsnęły całą Warszawa. „Zły Samarytanin” zabiera nas do czasów, w których brutalne oblicze miejskich ulic było jedynym i słusznym prawem. W takim środowisku wychowywał się Roman Bury, policyjny przodownik, który jest – być może – ostatnim sprawiedliwym w Państwowej Policji.
Roman Bury wychował się na warszawskiej Pradze, jednej z najmroczniejszych dzielnic Warszawy. Jest on weteranem Wielkiej Wojny, a obecnie pracuje w Policji Państwowej jako policyjny przodownik. Prowadzi skromne życie, a jego praca pozwala mu przetrwać w tych niełatwych czasach przemian polskiego państwa. Wszystko zaczyna się zmieniać przez śledztwo, do którego zostaje przydzielony.
W podwarszawskim sierocińcu zostają zamordowane trzy zakonnice. Policja szybko znajduję sprawcę, na którego wskazują wszystkie poszlaki. Przełożeni Romana szybko dochodzą do wniosku, że sprawę można zamknąć. Buremu coś nie daje spokoju. Nie do końca ma pewność, czy faktycznie schwytany jest mordercą. A nawet jeżeli, to dlaczego zamordował te trzy zakonnice?
Prywatne śledztwo przodownika zaprowadza go w mroczne głębiny Warszawy. W niej często prawo ulicy jest ważniejsze od zwykłego prawa, ale dla Romana najważniejsza jest sprawiedliwości. I to on w stolicy staje się ostatnim, który musi dojść do prawdy. Droga do niej jest niezwykle brutalna, o czym Bury może przekonać się na swojej skórze.
„Zły Samarytanin” to książka, którą mi polecono w ramach akcji 12 książek na 12 miesięcy. Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością Jarosława Dobrowolskiego i muszę przyznać, że napisał naprawdę świetną książkę.
Roman Bury to naprawdę trudny bohater. Mamy postać człowieka brutalnego, policyjnego przodownika, ale zarazem kogoś, kto po prostu musiał dostosować się do zasad panujących w okresie międzywojennym. I to w dodatku w Pradze. Mimo rzeczy, które nie do końca powinny przystawać osobie na takim stanowisku, kibicujemy mu w drodze do rozwiązania skomplikowanej zagadki śledztwa. Wszystko przez to, że wokół niego świat jest jeszcze mroczniejszy, a wychodzi na to, że on został tym ostatnim sprawiedliwym.
Całość powieści jest dobrze zbudowana, odzwierciedla klimat tamtych czasów. Dość dobrze wchodzi się w samą historię i niemal od początku dobrze poznajemy głównego bohatera. Obserwujemy też jego przemianę, która zachodzi w nim pod wpływem śledztwa i rozmów z mordercą.
Jest to mroczny kryminał, bo nie brakuje tutaj brutalności i jakiś obcych mocy. Zbrodnia może mieć motywy religijne, a zagłębianie się w tej strefie dodatkowo wpływa na Romana oraz czytelnika. Razem z bohaterem próbujemy się nie zgubić w całym tym zagmatwanym świecie przemocy i ulicznego prawa.
Jest tutaj mało mankamentów, do których można byłoby się przyczepić. W zasadzie tylko do dwóch rzeczy. Pierwsza to fakt, że Romanowi udaje się wyjść niemal z każdej opresji bez szwanku. Autor zrobił z niego trochę takiego Rambo z lat 20. lub 30. XX wieku. Choć można było trochę motywować to tym wątkiem religijnym, którego nie chcę zdradzać dla tych nieznających jeszcze tej opowieści.
Druga rzecz to finał śledztwa, którego można było się domyśleć od pewnego momentu. Choć sami przeczuwamy, co jest prawdą i czekamy na nią, bo wiemy o tym, że stoi zaraz za rogiem. Dlatego ten sam finał, choć troszkę zaskakujący, nie miał wielkiego efektu „wow”.
Mimo tych drobnych mankamentów bardzo polecam tę książkę fanom kryminałów oraz Polski z lat międzywojennych. Może też tym, którzy też chcieliby zacząć swoją przygodę z tym gatunkiem literacki. „Zły Samarytanin” to naprawdę świetny kawał literatury. Dobrze napisana, dobrze i płynnie przechodziło się przez tekst. Osobiście przesłuchałem go w formie audiobooka, ale po zakończeniu od razu kupiłem książkę.
Jedynie mogę go odradzać osobom, które nie przepadają za brutalnymi scenami przemocy.
Moja ocena: 8,5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz