„Zbudzone furie” to ostatni tom trylogii o Takeshim Kovacsu. Były emisariusz wraca do domu, na Świat Harlana. Tym razem wykonuje własną misję, ale przy okazji – jak to on – wplątuje się w poważne tarapaty.
W ostatnim tomie trylogii przenosimy się do rodzimej planety Takeshiego Kovacsa. Były emisariusz załatwia własne sprawy. Po drodze pomaga uwolnić z tarapatów Sylvie Oshimę, która jest szefową grupy lików. Nie zdaje on sobie sprawy z tego jak ta znajomość może przekształcić się w… olbrzymie tarapaty.
Yakuza, Pierwsze Rodziny, Korporacje, inni likowie i… młodsza wersja Kovacsa. Oni wszyscy polują na byłego emisariusza i sprawę, w którą nieświadomie wdepnął. Ale teraz Takeshi ma poważną misje i może doprowadzić do ponownej quellistowskiej rewolucji. To może wpłynąć nie tylko na Świat Harlana, ale i całą ludzkość.
Tylko najpierw Takeshi Kovacs musi stanąć oko w oko z swoim młodszym ja oraz pozabijać kilku gnojków. Tylko czy ta droga doprowadzi go do sukcesu i samospełnienia?
„Zbudzone furie” to ostatni tom trylogii o Takeshim Kovacsu. Po drugim tomie sięgałem po niego z lekkimi obawami. Wtedy bardzo trudno przebijało mi się przez fabułę książki. Akcja była przyspieszana i brutalnie zwalniana. Obawiałem się podobnego zabiegu w ostatnim tomie. „Upadłe anioły” dało się czytać swobodnie dopiero pod sam koniec. Teraz na szczęście nie było podobnie, choć całość wypadła niewiele lepiej.
Na ostatni tom dostajemy Takeshiego w wersji najbardziej dojrzałej. Szkoda tylko, że były emisariusz stał się bardziej orędownikiem pouczającym innych, niż tym zabijaką znanym z „Modyfikowanego węgla”. Dodatkowo fabuła znowu potrzebuje chwili na to, żeby zacząć się rozpędzać.
Początek i przygoda z likami jest nieco nużąca. Sam główny bohater jest też bardzo tajemniczy przez ten wątek. A najbardziej trzyma nas przy czytaniu to, co ukrywa Kovacs. Dlaczego zbiera on stosy? W dalszej części, jak zaczyna się dziać, to dopiero przypominamy sobie tempo z pierwszego tomu.
W tej części ponownie nie zabrakło fragmentów filozoficznych, rozważań o świecie z przyszłości, ludzkości, upowłokowywaniu, a teraz doszły jeszcze wątki religijne. Sama część quellistowska jest naprawdę dobra. Dużo się działo i dobrze się czytało. Szkoda tylko, że sam Kovacs stał się bardziej stonowanym bohaterem. Choć oczywiście nie zabrakło umiejętności emisariusza w akcji.
Ta część to miało być rozliczenie się Kovacsa z przeszłością, które zostało wplątane w wielką rewolucyjno-polityczną intrygę. Przez to dostaliśmy zbyt sentymentalnego i miękkiego emisariusza. Dlatego w całości „Zbudzone furie” nie przebijają pierwszego tomu i są lepsze od drugiego. Na pewno są lepiej napisane od „Upadłych aniołów”, bez aż tylu wyhamowań fabuły. Do tego sam główny wątek powieści jest lepszy i ciekawszy. Nie zdradzając szczegółów, zakończenie jest naprawdę ciekawe i to też duży plus dla tej części. To pozwala na podciągnięcie oceny i dorównanie do pierwszej książki. Choć po przeczytaniu całej trylogii chyba powinienem podciągnąć ocenę „Modyfikowanemu węglowi”.
Moja ocena: 7,5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz