Podczas swojego urlopu sięgnąłem po kolejną książkę Dmitrija Glukhovsky'ego. Tym razem nie była to opowieść o losach ludzi w dalekiej przyszłości.
Powieść jest pisana w czasie rzeczywistym, ale skoro to fantastyka to musiało zacząć się dziać coś dziwnego. Świat głównego bohatera zaczął zlewać się z tłumaczonym przez niego dziennikiem z XVI wieku.
Głównym bohaterem jest Dmitrij Aleksiejewicz, który jest tłumaczem. Najczęściej przekłada teksty dokumentów z języka angielskiego na rosyjski, ale pewnego dnia brakuje dla niego zleceń. Kończą mu się powoli pieniądze na życie, więc przyjmuje zadanie przetłumaczenia tekstu z hiszpańskiego. Na studiach używał ostatni raz tego języka. Aby przeżyć zimę przyjmuje to zlecenie. Okazuje się, że nasz bohater dostaje w ręce jeden z rozdziałów dziennika pisanego przez jednego z hiszpańskich konkwistadorów. Ów Hiszpan brał udział w tajemniczej wyprawie na święte ziemie Majów.
Z każdym tłumaczonym rozdziałem przez Dmitrija zaczynają się dziać różne dziwne rzeczy na całym świecie. Również wokół życia rosyjskiego tłumacza pojawiają się różnego rodzaju zjawiska trudne do zrozumienia. Zaczynają ginąć ludzie, przez których Dmitrij otrzymuje kolejne rozdziały. Mimo dużego strachu, ciekawość co do dalszych losów konkwistadora jest silniejsza. A może ten dziennik jest przeklęty? Kim jest zleceniodawca? Czy Dmitrij zginie? Doczytacie o tym wszystkim w „Czasie zmierzchu”.
Kolejna książka Glukhovsky'ego, którą czytało mi się bardzo przyjemnie i dość szybko. Wraz z każdą nową częścią tłumaczenia sami jesteśmy ciekawi, co spotkało na tej tajemniczej wyprawie konkwistadora. Czasem miało się ochotę przekartkować do kolejnych opisów dziennika. Stety/niestety autor zadbał także o wydarzenia dziejace się wokół tłumacza. Świat Majów zaczyna przelewać się do współczesnej Moskwy. Pojawiają się tajemnicze i brutalne morderstwa. Mamy też wątki thrillera, a nawet grozy. W pewnej chwili wraz z Dmitrijem gubimy się w tym co jest rzeczywiste. Czy tłumacz zwariował? A może nieświadomie otworzył on puszkę Pandory? Jedno jest pewne. Aby poznać odpowiedzi na dręczące nas i Dmitrija pytania należy przetłumaczyć wszystkie rozdziały dziennika.
Oczywiście autor zadbał o to, żebyśmy jako czytelnicy mocno wkręcili się w „Czas zmierzchu”. To jest piąta książka Glukhovsky'ego, którą przeczytałem i tradycyjnie autor mocno szokuje w końcówce. Na dodatek kiedy docieramy na szczyt piramidy pytań i zagadek, to nie dostajemy wszystkich odpowiedzi. Jeszcze zanim kończymy czytać książkę, to zaczynamy mieć w głowie refleksję nad całą historią. Wraz z ostatnią kropką znowu zostajemy z wieloma pytaniami, na które autor nie dał jasnych odpowiedzi. I to mi się najbardziej podoba. W pewnych przypadkach chcielibyśmy przeczytać kolejną część „Metro”, „Futu.re” lub „Czasu zmierzchu”. Ciekawi nas co będzie dalej. Ale może właśnie lepiej, że te książki skończyły się niedopowiedzeniami. Dzięki temu te powieści są wyjątkowe, a każdy kreśli w głowie własne scenariusze dalszych losów bohaterów.
Moja ocena: 9/10
Moja ocena: 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz