Stephen King i Graham Masterton należą do grona mistrzów grozy. Ja nie mam szczęścia do tych autorów, bo przy pierwszym dziele jednego i drugiego niestety poczułem rozczarowanie. Nawet nie pomogło to, że część akcji książki „Bazyliszek” odbywa się w Krakowie.
Akcja powieści Grahama Mastertona toczy się w czasach współczesnych, choć oczywiście autor dla klimatu grozy dodał kluczowy element. Głównym bohaterem jest Nathan Underhill, który jest kryptozoologiem. Jego badania naukowe mają doprowadzić do wskrzeszenia jednego z legendarnych gatunków. Ma to pozwolić na pobranie materiału do badań nad komórkami macierzystymi. Celem profesora jest pomoc w chorobach, z którymi nie radzi sobie współczesna medycyna.
Jednak nie wszystko idzie po myśli Nathana, który po wielu miesiącach badań traci swój okaz. Musi skupić się nad kolejnymi badaniami, choć dyrekcja kładzie mu kłody pod nogi. W międzyczasie okazuje się, że żona profesora odkrywa, że komuś innemu udało się stworzyć mityczne zwierzę – bazyliszka. Niestety ten okaz nie jest stworzony dla pomocy nauce, a w celach wręcz mrocznych.
Żeby faktycznie przekonać się, że bazyliszek istnieje, Nathan i Grace doprowadzają do konfrontacji z twórcą stworzenia, doktorem Zauberem. Podczas niej bazyliszek poważnie rani żonę profesora i znika ze swoim twórcą. Aby uratować ukochaną, profesor Underhill musi odnaleźć tajemniczego doktora. Trop wiedzie do Krakowa. Czy uda się uratować Grace?
Kolejny raz sięgam po dzieło mistrza grozy i… znowu kaszanka. Tak miałem przy okazji „Miasteczka Salem” Stephena Kinga, choć to dzieło było dobre przez 2/3 powieści. Tam dopiero mocno zepsuta końcówka sprawiła, że poczułem duże rozczarowanie. W przypadku „Bazyliszka” jest nieco inaczej. Powieść Grahama Mastertona dość długo się rozkręcała. A kiedy akcja nabrała tempa, to nagle skończyła się książka.
Kiedy trafiłem na końcówkę, to trudno było mi uwierzyć, że to już koniec. Nie tak sobie wyobrażałem finał tej opowieści. Nie będę spojlerwoać końcówki, ale po prostu dodam, że była bardzo płytka i trochę przewidywalna. Odniosłem wrażenie, że autor jakby nagle chciał uciąć swoją opowieść i tyle. Jakby czytać dziecku na sen i przyuważyć, że zasypia, więc w pospiechu kończy się bajkę.
„Bazyliszek” nie wyszedł Mastertonowi, ale to nie oznacza, że całkiem porzucę tego autora. Napisał on zbyt wiele książek, żeby po jednej go eliminować. Jeszcze zastanowię się, z jakim innym dziełem dam mu szansę, ale na ten moment musi poczekać na kolejną okazję.
Moja ocena: 4/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz