31 października 2024

„Lśnienie”, czyli King wreszcie przekonał mnie do siebie. Prawie

Każdy słyszał o genialnym horrorze „Lśnienie”. Większość zapewne za sprawą filmu, który przez lata urósł do miana kultowego. Nie byłoby go, gdyby nie Stephen King. Jeden z najbardziej znanych pisarzy świata stworzył mistrzowskie dzieło grozy. I wreszcie przekonał mnie do swojej twórczości, choć nie do końca.

Powieść opowiada o rodzinie Torrance'ów, która ma przez zimę opiekować się hotelem Panorama. Pozostawieni sami sobie w olbrzymim budynku i odcięci od świata, zaczynają mieć zwidy i paranoje. Nie są sami. Jedynie pięcioletni Danny zaczyna dostrzegać, w czym tkwi problem, dzięki swoim nadprzyrodzonym umiejętnościom. Ale czy zdoła zapobiec tragedii?

„Lśnienie” to klasyka gatunku, trzecie dzieło w dorobku Stephena Kinga. Dla wielu jest to arcydzieło. Choć pewnie więcej osób bardziej kojarzy tytuł z filmem, którego reżyserował równie genialny Stanley Kubrick. Jeżeli nie czytałeś książki, a znasz film, to nie obawiaj się. Jest dość sporo różnić między tym, co było na ekranie, a tym co przelano na papier.

Jack Torrance to niespełniony pisarz, który traci pracę nauczyciela. Aby móc utrzymać rodzinę i pisać nową książkę przyjmuje posadę dozorcy hotelu Panorama. W zimie jest on nieczynny, ale ktoś musi sprawować nad nim opiekę. W ten sposób Jack z rodziną trafia do tego miejsca.

Od samego początku Danny, syn pisarza, czuje się nieswojo w nowym miejscu. Dzieciak posiada zdolności nadprzyrodzone, które pozwalają mu ujrzeć to, czego inni nie widzą w zakamarkach hotelu. Kiedy rodzina Torrance'ów zostaje sama w budynku, zaczynają dziać się dziwne rzeczy. 

Sam Jack zaczyna miewać halucynacje, które wyglądają bardzo realnie. Przypadkiem odkrywa dokumenty, które przedstawiają dość mroczną historię Panoramy. Jednak im bardziej zagłębia się w niej, to jakby ktoś lub coś zaczęło zbyt mocno na niego wpływać. Do tego nadchodzi śnieżyca, która całkowicie odcina hotel od reszty świata.

Czy w hotelu jest ktoś jeszcze oprócz państwa Torrance'ów? Co się dzieje z Jackiem? Czy przez Panoramę znowu przepłynie świeża krew?

„Lśnienie” to klasyka gatunku wykraczająca poza ramy typowej grozy. Nie mamy tutaj tylko fragmentów, które mają nam przeciągnąć ciarki po plecach, ale jest pozostawienie miejsca na inne bardzo ciekawe wątki.

Stephen King sięgnął także głęboko w sferę ludzkiej psychiki. Dzięki tej książce jesteśmy w stanie się przekonać, jak niewiele brakuje, abyśmy wrócili do złych nawyków. Dowiemy się, czym jest rodzicielska odpowiedzialność i poczucie obowiązku. Choć to drugie może zaprowadzić nas w złą stronę, jeżeli nie ma porozumienia między partnerami.

W tej powieści oczywiście mamy wątki nadprzyrodzone, nawet podzielone na dobrą i złą stronę. Po tej lepszej znajduje się Danny, który jest spoiwem dla rodziców, ale też ogniwem wielu sporów. Choć sam chłopiec może być kluczową postacią w lawinie szaleństwa. Zwłaszcza kiedy mrok czai się za rogiem, którego nie wszyscy dorośli dostrzegają.

Nie byłoby Kinga jakby nie to arcymistrzowskie budowanie napięcia. To trzeba oddać, nikt inny nie potrafi tak budować scen przesiąkniętych grozą. Trudno jest oderwać się od czytania, mimo rosnącego przerażenia z każdą kolejną literą.

Jak dla mnie „Lśnienie” jest lepszą pozycją od „Miasteczka Salem”. W tamtej książce King też świetnie zbudował aurę grozy, ale wszystko zaprzepaścił w ostatniej części swojej powieści. W przypadku tej pozycji jest ona zbudowana lepiej i autor przywrócił mi wiarę w swoją moc.

Prawie, bo sama finałowa scena jest… bardzo spłaszczona. Sam domyśliłem się, co będzie na sam koniec. King znowu udowodnił mi, że co jak co, świetnie potrafi tworzyć klimat, ale znowu zakończenia pisze, jakby na ostatnią chwilę przypominał się o konieczności oddania książki wydawcy na wczoraj.

Pod tym względem boli mnie to, że takie arcydzieła są tak słabo kończone. Nie dziwię się zatem, że ekranizacje jego książek często mają inne zakończenia. Żeby nie kończyć tak krytycznie, to jednocześnie trzeba pochwalić pisarza za świetne zbudowanie „wielowątkowości”, które dobrze pokryło się ze sobą. Nie dziwi mnie tutaj, że przy tworzeniu filmu nawet Kubrick nie był w stanie wyciągnąć wszystkiego z tego dzieła, a skupił się tylko na części elementów.

Jeżeli nie czytałeś „Lśnienia”, to polecam sięgnąć po tą świetną książkę grozy. Nawet jeżeli jest za tobą już wersja filmowa, to nie musisz się obawiać. Historia rodziny Torrance'ów na papierze ma nieco inny przebieg.

Moja ocena: 8,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz