22 lipca 2024

„My, dzieci z dworca zoo” – wciąż aktualna przestroga przed narkotykami

Książka „My, dzieci z dworca zoo” powstała w latach 80. XX wieku. Pewnie każdy o niej słyszał, może nie każdy czytał. Opowiada ona o losach Christiane, nastoletniej narkomanki z Berlina Zachodniego, która opowiedziała o tym jak wpadła w nałóg i do czego on ją doprowadził.

Ta pozycja stała się bestsellerem, a do dzisiaj porusza temat, który – niestety – wcale się nie przedawnił. Wstrząsające opisy prawdziwych wydarzeń mają być przestrogą dla innych przed wpadnięciem w sidła nałogu.

„My, dzieci z dworca zoo” to książka napisana przez dwóch dziennikarzy, którzy nagrali rozmowę z 15-letnią Christiane, narkomanką z Berlina Zachodniego. Zbiegło się to z plagą narkomanii wśród dzieci, która w pewnym momencie mocno rozrosła się w RFN. Narkotyki zaczęły powodować śmierć coraz młodszych osób.

Christiane opowiedziała o całym swoim życiu. Skąd się wzięła w Berlinie Zachodnim, jakie problemy miała jej rodzina, jak ciężko było jej się odnaleźć w nowym otoczeniu. I w końcu jak zaczęła brać narkotyki. Przez początek książki poznajemy zwyczajną dziewczynę, mającą marzenia i kochającą zwierzęta. Uczącą się w miarę dobrze w szkole. Jednak z czasem zażywania pierwszych substancji, życie młodej dziewczyny zaczyna się zmieniać.

Najpierw lekkie narkotyki i zmiana priorytetów. Dla młodej dziewczyny jej paczka staje się najważniejsza. Zaczynają się imprezy, pierwsze zauroczenia, coraz cięższe substancje. Niby wszystko jest takie niewinne, jak Christiane. Dziewczynka, która lubi jeździć konno, kochająca swojego psa i ogólnie zwierzęta, nagle trafia w sam środek najbrudniejszego i najohydniejszego świata narkotyków.

Zaledwie 13-letnia dziewczyna sięga po heroinę, a ta zabiera wszelkie kolory z całej opowieści i życia Christiane. Przechodzimy w świat przygotowywania narkotyków w brudnej publicznej toalecie lub w melinach narkomanów, szwendania się po nocach po niebezpiecznych miejscówkach, chodzeniu na „zarobek” i coraz ogólniejszemu zobojętnieniu na to całe piekło. Dzieci tak naiwne i niepotrafiące walczyć z nałogiem. To jest najbardziej szokujące i przerażające w tej książce.

Jak tak młoda osoba może być zdolna do obrzydliwych rzeczy tylko po to, aby zarobić na działkę? Jak dzieciaki mogą być aż tak naiwne, że dadzą radę rzucić nałóg w momencie, w którym będą tylko chcieli? Jak można podporządkować swoje życie tylko pod to, aby pozbierać pieniądze na kolejną działkę?

Autorzy nie mieli sentymentów. W książce jest wiele drastycznych opisów, a wszystko to otoczone taką nitką niewinności. Bo to w końcu dzieci. Dzieci z dworca zoo, na którym byli głównie narkomani. Poza historią opowiadaną przez Christiane, w książce są jeszcze fragmenty rozmów z innymi osobami, m.in. z matką bohaterki, która długo nie mogło zauważyć, co się dzieje z jej dzieckiem.

Ta książka jest naprawdę mocno wstrząsająca, a została napisana w latach 80. XX wieku, kiedy plaga narkomani zaczęła wychodzić z wszelakich zakamarków. Już nie można było dłużej przemilczać tematu, a trzeba było się za niego wziąć na poważnie. „My, dzieci z dworca zoo” to z jednej strony spowiedź Christiane, która nie potrafiła porzucić narkotyków (bo jednocześnie straciłaby swoją paczkę przyjaciół), ale chciała po sobie coś zostawić. Z drugiej to najmocniejsza przestroga dla wszystkich. Do czego może doprowadzić nałóg, który nie omija nawet dzieci.

Mija już ponad 40 lat od ukazania się tej książki. Wciąż ona jest – niestety – aktualna, wciąż jest wstrząsająca i do dzisiaj jest wiele podobnych przypadków, kiedy to dzieciaki wpadają w sidła nałogu. Myślę, że każdy powinien się zaznajomić z tą lekturą. Niezależnie od wieku. 

Moja ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz