Każdy z nas oglądając filmy szpiegowskie, marzył o tym, aby chociaż na chwilę zostać słynnym szpiegiem, działającym dla Jej Królewskiej Mości. Podobne marzenia mieli bohaterowie „Kulawych koni”, którzy nawet dołączyli do wywiadu i w nim byli.
Problem w tym, że przez swoje błędy lub słabości zostali skazani na Slough House, czyli wydział będący zbiorem nieudaczników. Tych, którym potknęły się nogi i są już na zawsze skazani tylko i wyłącznie na prace biurowe, a nie prawdziwe zadania dla szpiegów. Czyżby faktycznie tak miało być do końca ich życia?
Mick Herron na początku swojej książki przedstawia nam Rivera Cartwrighta, wnuka legendarnego szefa brytyjskiego wywiadu, któremu na ostatnim egzaminie praktycznym poważnie potknęła się noga. Przez to młody szpieg mógł zostać nawet wydalony, ale nazwisko dziadka „pomogło” mu zostać w branży. Choć na pewno nie w formie, jakiej by oczekiwał.
Za swój poważny błąd zostaje „kulawym koniem” – szpiegiem, który coś spartolił i skazany jest na wieczny niebyt. Trafia on do Slough House, który nawet nie jest częścią budynku brytyjskiego wywiadu. Znajduje się w innej części miasta, a swoim wyglądem nie przypomina bazy szpiegów znanej z filmów z Jamesem Bondem. Slough House to czyściec albo może nawet piekło.
Do tego miejsca trafiają tylko ci, którzy już nie mają szans na karierę agenta wywiadu. Skazani na wieczne prace biurowe pod dowództwem dziwnego i tajemniczego Jacksona Lamba, który w przeszłości sam był uznanym agentem. Nikt nie ma pojęcia, dlaczego on znalazł się w „kulawych koniach”. Być może jest on tam jedynym „normalnym”?
Przez początek „Kulawych koni” głównie poznajemy pracowników Slough House. Wydaje się, że są skazani na wieczne wykonywanie najnudniejszej i najczarniejszej roboty biurowej. Jednak nagle zaczyna dziać się coś dziwnego. Grupa terrorystów odpaliła transmisję internetową, w której pojawił się porwany chłopak. Ogłosili oni, że za 48 godzin zetną porwanemu głowę. Nikt nie wie o co chodzi i jakie są żądania.
Wykluczeni agenci z Slough House nie chcą stać z założonymi rękami, choć Lamb nie ogłasza żadnego alarmu i odsyła pracowników do normalnej, codziennej pracy. Jednak River Cartwright nie chce siedzieć z założonymi rękami i z pomocą Sid Baker zaczyna prowadzić własne dochodzenie. Od tego momentu zaczyna się lawina akcji, a „kulawe konie” przekonują się czym jest prawdziwa praca w brytyjskim wywiadzie.
Mick Herron „Kulawymi końmi” zapoczątkował swoją serię szpiegowskiego thrillera. Do kupna tej książki zachęciły mnie fragmenty, które były czytane na antenie Radia Zet. Do tego jeszcze akurat pojawiła się promocja przy wychodzącej trzeciej części serii, która obejmowała olbrzymią zniżką poprzednie dwie książki.
Mocno zastanawiała mnie słaba ocena czytelników na Lubimyczytać.pl. Nie pasowało mi to do książki, na podstawie której zaczęto kręcić serial. I to jedną z ról otrzymał Gary Oldman. Jednak kiedy zacząłem czytać „Kulawe konie”, to zrozumiałem te słabe oceny.
Herron na samym początku umieścił akcję z Riverem, która wyjaśniała, za co został wykluczony. Jednak potem zaczyna się nudny etap serii, w której poznajemy Slough House. Trzeba się przebić przez ok. 120 stron, które nie zachęcają do dalszego czytania. Być może to celowy zabieg po to, aby pokazać jak nudną pracę mieli wykluczeni agenci.
Prawdziwa uczta zaczyna się po tym jak grupa terrorystów porywa młodego cudzoziemca, któremu grożą ścięciem głowy. Od tego momentu akcja nabiera tempa i trzyma niemal do samego końca. Osobiście „Kulawe konie” podobały mi się, ale potrafię zrozumieć ludzi porzucających tę książkę w jej pierwszej fazie. Ci bardziej cierpliwi zostają nagrodzeni, a po ok. 1/4 książki zaczyna się thriller szpiegowski.
Mick Herron w pierwszym tomie swojej serii nie stworzył wybitnego dzieła. Jednak jest to na tyle intrygujący początek „kulawych koni”, że czytelnik (ten który przetrwał początkowe trudności) chce poznać dalsze losy wykluczonych agentów. Czy mogę tę książkę polecić innym? Tak, ale muszę uprzedzić o trudnym początku. Trzeba trochę pocierpieć z Herronem, aby trafić na prawdziwą akcję.
To może być książka dla tych, którzy lubią kryminał, lubią szpiegów i sami starają się razem z nimi rozwiązywać zagadki. Jest to dobra pozycja dla miłośników książek sensacyjnych, choć na pewno nie jest wybitna. Dodatkowo za te początkowe bóle musiałem obniżyć końcową ocenę.
Moja ocena: 6,5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz