7 stycznia 2021

„Wojna Światów” – Marsjanie atakują!

Pora na nadrobienie kolejnej zaległości. „Woja Światów” Herberta George'a Wellsa to jeden z klasyków fantastyki. Ta książka powstała w 1898 roku, a dzisiaj tytuł bardziej znany jest z filmu. Dlatego chciałem porównać to ponadczasowe dzieło z tym, co przeniesiono na ekran wielkiego kina.


Podobnie jak z innymi wcześniej opisywanymi przeze mnie zekranizowanymi tytułami, „Wojna Światów” ma dużo podobieństw z tym, co można było zobaczyć w filmie. Ale ze względu na wiek książki jest też dużo istotnych różnic.

Akcja książki dzieje się w latach 90. XIX wieku w Anglii. Głównym bohaterem tej powieści jest pisarz i filozof, którego imienia nie znamy. Autor przez całą książkę nie podaje nam imienia tej postaci. Sama treść jest napisana w formie narracji przeprowadzanej przez tego pisarza. Po części odnosi się wrażenie, że czyta się jego pamiętnik lub notatki, które powstały podczas tego strasznego wydarzenia. Jakiego? Otóż spokojne życie Anglików zostaje zakłócone przez rozbicie się meteorytu nie opodal miasteczka Woking. Po przyjściu na miejsce zdarzenia okazuje się, że to nie był żaden meteor lub innego typu ciało z kosmosu. W ziemię wbił się cylinder, w którego wnętrzu siedzieli Marsjanie. W ten sposób zaczęła się inwazja z Marsa. Przybysze z kosmosu są wyposażeni w lepszą i bardziej zabójczą technologię od tej, której posiadają ludzie z końca XIX wieku. To daje im bardzo dużą przewagę i Marsjanie pewnie zmierzali do podbicia całej planety. Pierwszym celem ich wyprawy jest Londyn.


Nie zdradzając tego co działo się dalej, dodam tylko, że cały osprzęt wojenny Marsjan trochę różnił się od tego, co mieliśmy w filmie. Mniej więcej zachowany jest główny wątek książki, ale trzeba przypomnieć jedno. Autor stworzył tę powieść w 1898 roku. Do lat współczesnych twórcy filmowi musieli dokonać „liftingu” przybyszów z kosmosu oraz arsenału ludzi. W czasie opisywanym w książce nie było jeszcze czołgów czy samolotów bojowych. Reżyserom też wygodniej było wnieść zarys tej historii do czasów bardziej współczesnych sobie. W ten sposób można zauważyć szybko, że głównym wątkiem jest inwazja. Ale w samej książce jest więcej ciekawych wątków.


Główny bohater poza próbą ucieczki przed maszynami z Marsa, chce za wszelką cenę dostać się do domu. Chodzi mu o jak najszybsze odnalezienie żony i zapewnienie jej bezpieczeństwa. W tej wędrówce do ukochanej pisarzowi towarzyszą różne wydarzenia i osoby. Dzięki nim poruszane są inne wątki. Jak ludzie zachowują się w obliczu strachu? Co kieruje wojskowymi? Co człowiek jest zrobić w ostateczności? Do czego może doprowadzić panika? Odpowiedzi można znaleźć w „Wojnie Światów”, która kończy się dość zaskakująco.

„Wojna Światów” to powieść mocno wyprzedzająca swoje czasy. Dlatego nawet w XXI wieku bardzo dobrze czytało mi się tę książkę. Skoro tak, to czy ma ona jakieś wady? Otóż tak. Pierwsza to taka, że jest tutaj tylko trochę ponad 200 stron. Odejmując od tego liczne ilustracje, to wychodzi jeszcze mniej. Ale mimo nawet takiej „ubogiej” liczbie zapisanych stronic, historia potrafi wciągnąć. Inną wadą jest to, że całość to narracja głównego bohatera. Jest tutaj mało dialogów, co może być dla niektórych nużące. Nie dla wszystkich musi być to wada, ale znam osoby, którym przeszkadzałoby to. Jeżeli dobrze znacie filmy powstałe na podstawie tej powieści, to też może popsuć czytanie książki. Ja niestety znam ten ból, ale starałem się skupić mocno na tym co czytałem. Bez starania sięgania w pamięć, co może być dalej w fabule. Jest też sporo wątków, które nie były wykorzystywane w filmach. To zawsze jest przewagą książki nad filmami. Ale nawet mimo znania fabuły, polecam bardzo przeczytanie tej książki. A dla fanów fantastyki jest to nawet pozycja obowiązkowa. Zwłaszcza dla tych lubiących czytać powieści ukazujące wizję zagłady ludzkości.


Moja ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz