19 grudnia 2020

„Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?” – Blade runner jako książka to nie to samo, co film

Pewnie wielu z Was oglądało „Blade runner” („Łowca Androidów”. Kultowy film Ridleya Scotta był inspirowany książką Philipa K. Dicka. Wiedziałem, że wersja papierowa różni się od tej filmowej, dlatego zdecydowałem się kupić tę powieść z gatunku fantastyki.


Czytając ją można znaleźć dużo podobieństw, ale w zasadzie od połowy książki jest już trudno znaleźć punkty wspólne. Zarówno film. jak i książka poruszają problemy moralne. Ale w zasadzie w papierze jest więcej wątków. Dlatego nawet jak ktoś oglądał film, to raczej nie powinien mieć obaw sięgając po książkę.

O co chodzi w książce „Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?”? W zasadzie streszczenie początku historii będzie podobne do tego, co dzieje się w filmie. Rick Deckard jest policyjnym łowcą, który zajmuje się tropieniem androidów, które nielegalnie przedostały się na ziemie. Autor napisał tę książkę w 1968 roku i przeniósł akcję do przyszłości. W niej ludzie kolonizowali inne planety i do pomocy w tym stworzono androidy. Akcja toczy się w... 2020 roku. Nasz świat obecny nie jest tak do przodu jak w tej powieści. Bo w niej jest po niedawnej wojnie nuklearnej. Występuje duże skażenie i wyginęła większość zwierząt. Dla każdego mieszkańca jest niezwykle prestiżowo mieć prawdziwe zwierzę. Które oczywiście nie są tanie.


Wracając do rzeczy, łowca dostał misję likwidacji androidów, które nielegalnie dostały się na Ziemię. Aby to zrobić, to musiały one zabić swojego właściciela. Androidy są podobne do ludzi, ale istnieją testy, które pozwalają wykryć łowcom te istoty. Sprawdza się empatię, bo są one pozbawione uczuć wyższych. Ich reakcja na dane wydarzenia są znacznie wolniejsze, bo androidy starają się naśladować ludzi. Ale nimi nie są. Deckard musi zlikwidować pozostałe sześć zbiegłych androidów. Na Ziemię przybyło ich osiem, ale łowca zaczynający to zadanie zdołał zlikwidować dwa. Przy próbie usunięcia trzeciego został postrzelony. Akcja książki głównie skupia się na głównym bohaterze, który zaczyna polowanie na zbiegów.


Ale w tej książce nie jest poruszana tylko akcja łapania androidów. Autor trochę głębiej wchodzi w tematy dobrze znane ludziom. Sam łowca ma wątpliwości, co do działania testu na empatię. Też przestaje mu sprawiać radość likwidowanie androidów, które też chcą żyć jak normalni ludzie. Mimo, że są bardzo dla nich niebezpieczne. Poruszane są też wątki religii, wypalenia pomiędzy Rickiem, a jego żoną, traktowania ludzi zepchniętych na margines społeczny przez zakażenie promieniowaniem, pociągu seksualnego do androidów czy też sprawa statusu społecznego. Jest się w nim wyżej jeżeli posiada się prawdziwe zwierze. Niestety nie wszystkich stać na nie, dlatego niektórzy decydują się na elektryczne zamienniki, czyli sztuczne owce czy kozy. Ale decydując się na to przy odkryciu prawdy przez innych można narazić się na wstyd. To jest taki zamiennik do tego co mamy dzisiaj i dążenia za doskonałością, pieniędzmi, itp. Czy faktycznie jest nam to takie potrzebne? 

Philip K. Dick lubi w swoich książkach poruszać i rozstrzygać takie ludzkie problemy. Pod tym względem w „Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?” nie zawiódł. Nie mieliśmy może tak efektownej końcówki jak w filmie, ale za to dostaliśmy ciekawe zakończenie w papierze.

UWAGA: Poniżej ostatnia (główna) scena z filmu „Blade runner” („Łowca Androidów”). Właściwy wątek zaczyna się od 1:53. Jak ktoś chce pooglądać film, to lepiej niech to przeoczy


Moja ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz