Jakoś tak się złożyło, że w swoim książkowym życiu nie zetknąłem się do tej pory z żadną pozycją Stephena Kinga. Po prostu dopiero niedawno zacząłem się bardziej przekonywać do gatunku horroru. Dzięki temu trochę przypadkowo w moje ręce trafiło „Miasteczko Salem”.
Jest to druga powieść napisana przez sławnego autora. Na pewno ma w sobie coś wciągającego, a przez długi czas uważałem ją za bardzo ciekawą książkę. Jednak trochę wszystko popsuła ostatnia część, którą sobie nieco inaczej wyobrażałem.
Akcja książki zaczyna się 5 września 1975 roku, kiedy to pisarz Ben Mears po 25 latach wraca do Jarusalem, zwanego Salem. Jego powrót jest związany z napisaniem kolejnej powieści oraz kupnem pewnego tajemniczego domu na wzgórzu. Należał on kiedyś do Marstenów, a Ben ma pewne powody, aby wejść do tej zaniedbanej już posiadłości. Dowiaduje się on jednak, że ktoś go uprzedził. Zmuszony jest do wynajęcia miejsca na nocleg u Evy Miller. Jego pokój jest tak usytuowany, że może przyglądać się domostwu Marstenów. W samym miasteczku poznaje Susan Norton, która akurat w momencie pierwszego spotkania z Benem czytała jego książkę. Więź między tymi postaciami zaczyna się od autografu pisarza, a potem przeistoczy się zauroczenie i następnie w miłość. W kolejnych dniach Mears poznaje jeszcze miejscowego nauczyciela Matta Burke oraz Jimmy'ego Codego. Lekarza, który mieszka niedaleko od Salem.
W międzyczasie w miasteczku pojawia się Richard Straker, który jest jednym z nowych właścicieli domu Marstenów. Jego wspólnikiem jest Kurt Barlow, ale nikt z mieszkańców nie miał okazji zobaczyć go na własne oczy. Straker w mieście otworzył sklep z antykami, który miał przyciągnąć klientów spoza miasta. Wraz z przybyciem tajemniczego duetu do Jarusalem zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Najpierw zostaje zabity i powieszony na płocie pies dozorcy cmentarza, a chwilę później dwóch chłopców – Ralphie i Danny Glick – znika w lesie. Starszego z nich - Danny'ego - udaje się odnaleźć, ale kilka dni później umiera on w szpitalu. Młodszego przepadł bez śladu. Od chwili pogrzebu starszego z braci zaczynają się dziać coraz dziwniejsze wydarzenia. Czy to sprawka nowych lokatorów domu Marstenów? A może z tym wszystkim ma jakiś związek Ben Mears?
W międzyczasie w miasteczku pojawia się Richard Straker, który jest jednym z nowych właścicieli domu Marstenów. Jego wspólnikiem jest Kurt Barlow, ale nikt z mieszkańców nie miał okazji zobaczyć go na własne oczy. Straker w mieście otworzył sklep z antykami, który miał przyciągnąć klientów spoza miasta. Wraz z przybyciem tajemniczego duetu do Jarusalem zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Najpierw zostaje zabity i powieszony na płocie pies dozorcy cmentarza, a chwilę później dwóch chłopców – Ralphie i Danny Glick – znika w lesie. Starszego z nich - Danny'ego - udaje się odnaleźć, ale kilka dni później umiera on w szpitalu. Młodszego przepadł bez śladu. Od chwili pogrzebu starszego z braci zaczynają się dziać coraz dziwniejsze wydarzenia. Czy to sprawka nowych lokatorów domu Marstenów? A może z tym wszystkim ma jakiś związek Ben Mears?
Co było dalej? Dowiecie się po przeczytaniu książki. Teraz pora na moje wrażenia. Trzeba przyznać autorowi, że nawet mimo „spojlera” na początku potrafił utrzymać taką małą aurę tajemnicy. Może bardziej nazwałbym to zaciekawieniem. Z początku poznajemy miasteczko oraz jego mieszkańców. Rozwinięte są także wątki z ważniejszymi postaciami. Od momentu pojawienia się dziwnych zdarzeń, mamy taką mieszankę grozy i przejścia do „normalności”. Sam autor podaje nam kilka wskazówek, które naprowadzają nas do wyjaśnienia czym jest zło, z którym trzeba będzie się zmierzyć. Nawet kiedy już poznajemy jego oblicze, to cały czas autor potrafi utrzymać dobry klimat. Warto w tym momencie dodać, że powieść została podzielona na trzy części. Przejście między nimi jest płynne, bez jakiś zmian ram czasowych. W pierwszej w końcu poznajemy co powoduje dziwne uczucie grozy panujące w mieście, zwłaszcza nocami. W drugiej akcja nabiera tempa i w zasadzie wyjaśnia się kto za wszystkim powinien stać. A kiedy przechodzimy do trzeciej części... Albo nie. Chwila pauzy.
Najpierw lekki komentarz do części drugiej. – Bez obaw, nie będę zdradzać zbyt mocno fabuły. – W niej Stephen King rozbudował mocno swoją powieść, aż się ją bardzo dobrze chłonęło. Czytelnik bardzo chciał dowiedzieć się, co będzie dalej? Jak zostaną rozwiązane wszystkie sprawy. Niestety z końcem tej części jedna z głównym postaci ginie. Muszę przyznać, że autentycznie zrobiło mi się smutno. Nie pamiętam już kiedy ostatni raz jakiś pisarz potrafił aż tak przelać na mnie smutek z powodu wymazania kogoś z powieści. A może za bardzo się przywiązałem do danej osoby? Nieistotne. Bardzo chciałem się dowiedzieć, co się stanie dalej. Może tą śmierć da się odwrócić albo stanie się coś mocniejszego. Dodatkowo tą moją ciekawość spowodowała parodniowa przerwa od „Miasteczka Salem”. Kiedy ruszyłem w bój z częścią trzecią, to... poczułem rozczarowanie. Przez dwie części autor potrafił tak podkręcić akcję, żeby ona dość brutalnie wyhamowała na końcu. W zasadzie poza jednym dość ciekawym wątkiem, reszta spraw była dość oczywista. Zamiast zobaczyć grzmoty i wybuchy z końcem książki, to poczułem się jak fani „Gry o Tron” oglądający ostatni sezon swojego ulubionego serialu. Niestety ale King mnie tą końcówką rozczarował. Być może tylko mnie, bo ja naprawdę liczyłem na coś niezwykłego, nie do przewidzenia, coś co mnie jeszcze bardziej zaskoczyłoby i zdjęło z fotela. A tak po tym mistrzu grozy spodziewałem się czegoś mocniejszego.
Ale nie mam zamiaru jeszcze skreślać tego autora. „Miasteczko Salem” to była jego druga książka w karierze pisarskiej. Elementy opisywania takich, jakby to nazwać, „sytuacji grozy” potrafi robić naprawdę dobrze. Ale trochę za bardzo rozsypał mu się wątek fajnie ciągnięty przez 2/3 powieści. Było mi trochę szkoda, że się to tak zakończyło. Zobaczymy jeszcze w przyszłości czy jest w stanie mnie przekonać do siebie. Być może dokonałem złego wyboru jak na pierwsze zetknięcie z autorem? Może ktoś z Was byłby w stanie polecić mi coś ciekawszego od tej książki, a zarazem trzymającego w napięciu przez wszystkie kartki? Chętnie wysłucham nowych propozycji.
Moja ocena: 6,5/10
Ale nie mam zamiaru jeszcze skreślać tego autora. „Miasteczko Salem” to była jego druga książka w karierze pisarskiej. Elementy opisywania takich, jakby to nazwać, „sytuacji grozy” potrafi robić naprawdę dobrze. Ale trochę za bardzo rozsypał mu się wątek fajnie ciągnięty przez 2/3 powieści. Było mi trochę szkoda, że się to tak zakończyło. Zobaczymy jeszcze w przyszłości czy jest w stanie mnie przekonać do siebie. Być może dokonałem złego wyboru jak na pierwsze zetknięcie z autorem? Może ktoś z Was byłby w stanie polecić mi coś ciekawszego od tej książki, a zarazem trzymającego w napięciu przez wszystkie kartki? Chętnie wysłucham nowych propozycji.
Moja ocena: 6,5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz